Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

VIP W PODRÓŻY - Zawsze podróżuję intensywnie

Jan Oleksy
Podróżowanie to relaks, oderwanie się od codzienności, wyrwanie się ze środowiska - mówi Marek Kaliszek, prezes firmy Mentor SA, w rozmowie z Janem Oleksym

Twoje dzieci zdobywają tytuły mistrzowskie w jeździe figurowej na lodzie. To talent po Tobie?
Jeżdżę do przodu, do tyłu, radzę sobie, a jak się przewrócę, to sam się podniosę, ale z dobrą techniką nie ma to wiele wspólnego. Gdybym się do nich porównywał, to musiałbym powiedzieć, że prawie nie jeżdżę. Mam w domu troje łyżwiarzy figurowych: Natalię, Anię i Michała. Nie jeździła wyczynowo tylko Agnieszka, ale jak twierdzi, że gdyby uprawiała łyżwiarstwo, to byłaby najlepsza.

W łyżwach jesteś umiarkowanym mistrzem, ale wiem, nieźle szalejesz na nartach.
Mam parę aktywności, które uwielbiam. Na pewno należy do nich narciarstwo, któremu z powodu braku czasu poświęcam najczęściej krótkie weekendowe chwile. Też nurkuję, najchętniej w ciepłych morzach, więc Tajlandia, Indonezja, Malediwy, zdarza się i w Morzu Śródziemnym. Jak schodzę pod wodę, momentalnie znajduję się w innym świecie, wówczas naprawdę o niczym innym nie myślę. To prawdziwy relaks, a jakie widoki, kolory. Pasjonuje mnie wiele dyscyplin, ale nie na wszystkie mam czas. Tak już niestety jest przy prowadzeniu dużej firmy, która bardzo się rozrosła. W tej chwili w Mentorze zatrudniamy ponad 800 osób.

Czy od założenia firmy w 1994 r. miałeś kiedyś miesięczny urlop?
Nigdy!

Jeżeli skończyłeś studia w 1989 r., a 5 lat później założyłeś firmę Mentor, to nie miałeś już okazji wziąć długiego urlopu w państwowej robocie.
Tu cię zaskoczę! W tych latach brałem urlopy nawet dwumiesięczne i to nawet bezpłatne. Ale zamiast wypoczywać, jeździłem do pracy. Głównie latem do Francji zbierać czereśnie i wykonywać inne sezonowe prace. Później, jak już zacząłem prowadzić własną firmę, od 1991 roku, to rzeczywiście, nigdy nie chciałem dać sobie tak długiego urlopu (śmiech). Ale wczoraj, po twoim mailu, właśnie zaplanowałem sobie prawie czterotygodniowy wyjazd.

Coś nietypowego?
Chciałbym w czerwcu pojechać na zachodnie wybrzeże Stanów, zaliczyć parki narodowe, a potem może jeszcze na tydzień wyskoczyć w góry, na Alaskę.

Co Ci daje podróżowanie?
Ogromny relaks, odpoczynek, oderwanie się od codzienności, wyrwanie się ze środowiska. Lubię telefon, który od czasu do czasu po prostu milczy. Zawsze byłem ciekaw świata, lubiłem zawsze zwiedzać zabytki, odwiedzać muzea.

Interesująco wykorzystujesz czas. Mam znajomych, których zdjęcia z wakacji są zawsze takie same. Hotel, basen, drink w ręku...
Wybierają all inclusive, nam to się też niekiedy zdarza, ale taka forma wakacji nie pozwala na bliższe poznanie danego kawałka świata. W zeszłym roku pojechaliśmy na tydzień do Toskanii, a w drugim tygodniu nad jezioro Como. Wyjazd super, z przyjaciółmi, zwiedzanie miast, zabytków, ale też i świetne wino i włoska kuchnia. Znaleźliśmy czas na leżaki nad basenem, pływanie po jeziorze Como, a nawet na góry i piesze wędrówki. Wróciliśmy bardzo zadowoleni i zrelaksowani.

Czyli góry Cię ciągną?
Tę miłość zaszczepili mi rodzice, którzy jeszcze jako studenci uprawiali turystykę górską. Do dzisiaj kilka razy w roku podróżują po świecie, mimo że mają blisko po 80 lat. To im zawdzięczam chęć poznawania świata.

Turystyka od najmłodszych lat?
Mam zdjęcia, na których jako dwulatek siedzę na plecaku ojca i wędrujemy po górach. Ojciec jeździł świetnie na nartach. Ja pierwsze zjazdy przeżyłem na górce w Świeciu, gdzie się urodziłem. Potem ćwiczyłem z rodzicami na Nosalu. W czasie studiów należałem do klubu wysokogórskiego na politechnice łódzkiej, który zakładał mój ojciec wraz z przyjaciółmi. Z tego klubu wyjechałem na pięciotygodniową wyprawę pod Annapurnę, zaliczyłem wysokości na poziomie ponad 6 tys. metrów. Góry i rower to były moje dwie namiętności. Narty to późniejsza historia. Po górach nadal chodzę, chociaż nieczęsto. Pięć lat temu wybrałem się na Tubkal w Maroku. Zaliczyłem najwyższą górę Atlasu, może nie jakąś ogromną, ale kiedyś pomyślałem sobie, że byłoby warto ją zobaczyć. I nadarzyła się okazja. Jechałem biznesowo do Marakeszu, więc wybrałem się prywatnie trzy dni wcześniej i poszedłem w góry. To była moja ucieczka od wszystkiego. Wędrowałem absolutnie sam, ale na dwóch tysiącach metrów spotkałem zabłąkanego turystę, który okazał się Polakiem. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ów rodak był... niewidomy. Pomogłem mu wejść na szczyt, a potem pomogłem zejść z góry na dół. O ograniczeniach wzroku opowiedział mi dopiero podczas schodzenia ze szczytu. Dużo nerwów mnie kosztował ten skrajnie nieodpowiedzialny kompan. No i plany na samotność poszły się bujać.(śmiech)

Lubisz podróżować samotnie?
To zależy od nastroju, od sytuacji. Ostatnie wyprawy organizujemy wspólnie z przyjaciółmi, wspólne zwiedzanie, przebywanie też potrafi być fantastyczne.

Wróćmy do nart, bo skończyliśmy na Nosalu?
Często zdarza się tak, że pierwsze wypady na narty robię w październiku, a ostatnie na początku maja. Najczęściej są to narty trzy lub czterodniowe. Kiedy jeszcze dzieci były młodsze, to mogliśmy sobie nawet pozwolić na tygodniowe wyjazdy rodzinne na narty.

Jakie miejsca wybierasz?
Bardzo lubię Włochy, bo tam jest gwarancja dobrej pogody. A to jest w nartach najprzyjemniejsze. Śnieg i słońce. Moje najpiękniejsze miejsca to Cervinia i Zermatt na granicy szwajcarsko-włoskiej. Marmolada w Dolomitach też jest fajna, ale Mały Zermatt bije wszystkie ośrodki. To najwyżej położona stacja narciarska, do której docierasz gondolą na wysokość ponad 3880 m n.p.m. Masz do dyspozycji długie i piękne trasy zjazdowe, niektóre mają ponad 20 kilometrów.

A nie zakładasz nigdy biegówek?
Nie biegam na nartach, choć znajomi mnie od paru
lat na to namawiają. Mają jednak słabą siłę przekonywania, bo nie ma śniegu.

Ulubione miejsce to Włochy, a w Polsce?
W Polsce nie jeżdżę na nartach, bo nasi górale nie dorośli do tego, żeby przyjmować gości, niestety każdy wypad w polskie góry kończył się takim podsumowaniem. A ja nie muszę być intruzem. Wolę jechać tam, gdzie ktoś się cieszy z mojego przyjazdu, a przynajmniej dobrze udaje. A tak na poważnie, to chętnie wybieram Włochy, bo tam są dłuższe i lepiej przygotowane trasy, jest zdecydowanie więcej atrakcji i mniej ludzi na stoku, bo jest wiele ośrodków i zawsze jest śnieg, gdyż trasy są wyżej położone.

Piękne widoki z góry, a na dole dobre trunki, czy to odpada?
A dlaczego alkohol ma odpadać? Poprawia humor, to świetny wynalazek. Lubię dobre trunki, a na nartach to szczególna przyjemność. W Polsce nie piję kawy, ale jak jestem we Włoszech, to piję co najmniej dwa aromatyczne espresso dziennie.

Co jeszcze degustujesz na stoku?
Nie piję piwa i nie lubię grappy, bo śmierdzi bimbrem. Lubię prosecco i bombardino, czyli ajerkoniak podany na ciepło z rumem i bitą śmietaną, likier limoncello na bazie skórek z cytryny, a także inne o przeróżnych smakach - gruszkowym, figowym... Oczywiście to nie mój codzienny wykaz spożywanych alkoholi. Najciekawsze jest to, że wszystkie te alkohole tylko tam smakują najlepiej.

Smaki regionalne też pewnie Cię interesują?
Bardzo, bo sam lubię gotować. Ostatniego odkrycia kulinarnego dokonałem na biznesowym wyjeździe do San Sebastian i Bilbao, gdzie byłem pod ogromnym wrażeniem kuchni Kraju Basków. Przeżyłem szok, gdy dowiedziałem się, że w 150-tysięcznym San Sebastian miejscowe restauracje mają aż 17 gwiazdek Michelina, a w Polsce tylko dwie. Zawsze coś z tych wyjazdów z nami wraca do Torunia. Przepisy, przyprawy.

W kalendarzu masz już zapisany wakacyjny wypad do Stanów. Co jeszcze?
Wspomnę jeszcze, że w minionym sezonie byłem razem ze swoimi pracownikami na nartach we Włoszech. To nasza firmowa tradycja, w której bierze udział ponad setka osób z Mentora. Sympatyczny wyjazd integracyjny na Sella Ronda. Natomiast rodzinnie, z żoną i córką, wybraliśmy się do Stanów na mistrzostwa świata w łyżwiarstwie figurowym, gdzie dopingowaliśmy startującą w nich córkę Natalię i Maksa. Na początku czerwca planuję wspomniany już urlop w USA. Zapowiada się interesująco. Od wielu już lat wakacyjne miesiące spędzam w pracy, a urlopy chętnie organizujemy sobie jesienią, już bez dzieci.

Jaka jest Twoja wyprawa życia?
Na pewno do takich zaliczam studencką wyprawę w Himalaje, trekking pod Annapurnę i Dhaulagiri i dwie kilkumiesięczne wyprawy rowerowe dookoła Europy. W późniejszych czasach udało mi się zrealizować wyprawę do Kambodży, która była moim marzeniem. Dużo jeszcze przede mną. Ameryka, Patagonia, lodowce na Alasce...

Dokąd radzisz mi się wybrać?
Wszystko zależy od tego, czego szukasz.

Chcę uciec od świata.

To poleć do Kambodży, pojedź do Angkoru. Kup bilet do Bangkoku, następnie przeleć półtoragodzinnym rejsem do Siem Reap. Zwiedź świątynie Angkor. Doznasz ogromnych przeżyć. Angkor Wat w średniowieczu był największą światową metropolią, zamieszkany przez około milion ludzi, potem kompletnie wyludniony i zarośnięty dżunglą. Zostań przez tydzień w Kambodży. Standard hotelowy bardzo przyzwoity, a ceny bardzo niskie. Jest bezpiecznie, a ludzie przesympatyczni, zawsze uśmiechnięci, mimo że mieszkają w jednym z najbiedniejszych rejonów świata. Tylko uważaj na jedzenie, bo potrafi być okropnie ostre!

*Marek Kaliszek

prezes Mentor SA, firmy założonej w 1994 r., prezes klubu łyżwiarskiego MKS Axel w Toruniu, do 2015 roku Wiceprezes Zarządu Business Center Club i Kanclerz Loży Toruńskiej BCC.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!