Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RAPORT - Testament nie załatwia sprawy

Tomasz Skory
sukcesja
sukcesja
SUKCESJA: Tylko 30 procent firm rodzinnych utrzymuje się w drugim pokoleniu. Do trzeciego dochodzi tylko 12 proc., a do czwartego zaledwie 3 proc. Powód jest prozaiczny - niewiele dzieci chce kontynuować biznesowe dzieło swoich rodziców.

Według PwC, międzynarodowej organizacji świadczącej usługi doradcze dla biznesu, aż 78 proc. przedsiębiorstw w Polsce stanowią firmy rodzinne. Nasze województwo, obok opolskiego, jest jednym z dwóch regionów, w których działa najwięcej takich firm. Większość z nich należy do kategorii mikro i małych przedsiębiorstw, przeważnie związanych z handlem, gastronomią, transportem i drobnymi usługami, ale nie brakuje też znacznie większych graczy.

Dziś wielu właścicieli, którzy zakładali biznesy na przełomie lat 80. i 90., zaczyna powoli myśleć o emeryturze. Zadają sobie pytanie, na które z czasem odpowiedzieć musi każda firma rodzinna: co dalej z dziełem ich życia? Z badań PwC wynika, że w ciągu 4-5 kolejnych lat zastanawiać się nad tym będzie co drugi właściciel takiej firmy. Naturalnym rozwiązaniem zdaje się być sukcesja, czyli przekazanie władzy następnemu pokoleniu, zgadnie z zasadą „wszystko zostaje w rodzinie”.

Przykłady z regionu

Jedną z firm, które przechodzą z pokolenia na pokolenie jest bydgoska Cukiernia „Sowa”, założona w 1946 roku przez Feliksa Sowę. W 1982 roku do rodzinnego interesu dołączył jego syn Adam, za sprawą którego zakład rozrósł się do ogólnopolskiej sieci, a nawet przekroczył polskie granice (cukiernie w Londynie i Berlinie). W 2010 roku do spółki dołączyło kolejne pokolenie. Aleksandra Sowa-Trzebińska - mistrzyni cukiernictwa, zarządza dziś produkcją, a Michał Sowa kieruje sprzedażą i marketingiem.

- Jako dzieci spędzaliśmy dużo czasu u dziadków, a tym samym mieliśmy okazję podglądać, jak wygląda praca w cukierni. Przejęcie firmy było dla nas naturalnym wyborem, chyba tak zresztą zostaliśmy nakierowani przez rodziców - wspomina Aleksandra Sowa. - Brat był bardziej zainteresowany ekonomiczną stroną działalności, stąd wybrał taki kierunek studiów. Mnie natomiast bardziej interesowało cukiernictwo. W wolnym czasie przychodziłam do firmy i poznawałam po kolei wszystkie stanowiska pracy, od tych najprostszych aż po obecne. I choć tata cały czas czuwa nad firmą, daje nam wolną rękę, więc możemy wdrażać swoje pomysły.

Firm z tradycjami w naszym regionie jest znacznie więcej. Kiedy 40 lat temu Alojzy Szczupak zaczynał pracę w małej ślusarni pod Inowrocławiem, nie spodziewał się, że zbuduje biznesowe imperium. W jego skład wchodzi dziś „Alstal”, największa polska firma budowlana oraz Zakłady Mięsne „Viando”. Kilka lat temu stery w „Viando” przejęła córka Magdalena, a grupą „Alstal” kieruje syn Jarosław.

W ręce dzieci przeszedł także toruński „Biurfol”. Początki firmy sięgają 1989 roku, kiedy to Stefania i Jan Holz otworzyli nieduży zakład produkcyjny. Firma w stosunkowo niedługim czasie wysunęła się na pozycję lidera w branży artykułów biurowych. Dziś stanowisko prezesa obejmuje w nim Anna Holz, córka założycieli.

- Po ukończeniu szkoły zaczęłam pracę w dziale handlowym firmy rodziców. Z czasem przejmowałam kolejne obowiązki, aż zostałam kierownikiem działu handlowego i marketingu. Gdy byłam w 9 miesiącu ciąży mój tata miał zawał serca i z dnia na dzień zniknął z firmy. W tym samym czasie zostałam matką i musiałam zacząć zarządzać firmą - wspomina Anna Holz. - Miałam doświadczenie z zakresu sprzedaży i marketingu, natomiast niewielką wiedzę na temat finansów i produkcji. W tempie zawrotnym musiałam tę wiedzę poszerzać. Na początku bardzo pomagali mi kluczowi pracownicy firmy i przyjaciele rodziców, bez których wsparcia nie dałabym rady. Przez kilka lat podnosiłam swoje kwalifikacje z zakresu biznesu. Wychowywałam trójkę dzieci, uczyłam się i zarządzałam firmą jednocześnie. I tak jest do tej pory.

Córki przejmują interesy

Pomyślna sukcesja jest skomplikowanym procesem, wymagającym zwykle wieloletnich przygotowań. Niestety, większość właścicieli rodzinnych firm wciąż wychodzi z założenia, że wystarczy kilka podpisów, by rozwiązać problem. Aż 79 procent polskich przedsiębiorstw nie ma opracowanego planu przekazania władzy. Odkładają w czasie decyzję o wprowadzeniu następcy do firmy i gdy już do tego dochodzi, okazuje się, że kolejne pokolenia nie radzą sobie z zarządzaniem.

Efekty? Tylko 30 proc. firm rodzinnych utrzymuje się w drugim pokoleniu, do trzeciego dochodzi tylko 12 proc., a do czwartego zaledwie 3 proc. Przyczyn tego stanu rzeczy jest wiele, ale zwykle po prostu niewiele dzieci chce kontynuować dzieło swoich rodziców. Okazuje się, że przejęciem rodzinnego interesu zainteresowanych jest tylko 6,3 proc. sukcesorów.

- Pasje dzieci różnią się często od pasji ich rodziców, a jeżeli do tego przez całe dzieciństwo obserwowały one, jak rodzice męczą się czy narzekają na swoją pracę, to nic dziwnego, że nie chcą takiego życia dla siebie - tłumaczy Aleksandra Jasińska-Kloska, założycielka Rady Firm Rodzinnych przy KPP Lewiatan i lider regionalnego oddziału Instytutu Biznesu Rodzinnego. - Jeśli firma rodziców jest mała, a większość firm rodzinnych taka jest, i sukcesor nie widzi szansy na jej rozwój, to często woli wykorzystać swoje umiejętności w inny sposób. Osoby wychowane w przedsiębiorczych rodzinach często mają jednak zaszczepiony taki „gen przedsiębiorczości” i chętnie otwierają własne firmy.

Według badania „Kody wartości” przeprowadzonego przez IBR, aż 40 proc. właścicieli firm rodzinnych widzi w roli następcy jedynie syna, a tylko 17 proc. rozważa obsadzenie córki na stanowisku kierowniczym. Tymczasem okazuje się, że to panie chętniej przejmują interesy rodziców i są bardziej przedsiębiorcze. Co druga ankietowana kobieta planuje prowadzić firmę.

Córki są też bardziej otwarte na rodziców w roli doradców biznesowych i akceptują większy wpływ ojców na prowadzenie przedsiębiorstwa niż byliby do tego skłonni synowie. - Panie są często niedoceniane, szczególnie w zdominowanych przez mężczyzn branżach, ale to one chętniej garną się do sukcesji - mówi Jasińska-Kloska. Jako współwłaścicielka i prokurentka „Darpolu”, założonej przez Dariusza Jasińskiego firmy produkującej części do taboru kolejowego, sama jest tego dobrym przykładem.

- Chyba od zawsze miałam taką świadomość, że pójdę w ślady taty. Wprawdzie myślałam, że po studiach przyjdę do jego firmy, pomogę mu ją rozwinąć, a potem pójdę na swoje, ale okazało się, że praca tak mnie pochłonęła, że zostałam. Choć nie wykluczam, że w przyszłości założę jednak własną działalność.

Przezorny ubezpieczony

Liderka IBR dodaje, że im szybciej zaczniemy przygotowywać dzieci do sukcesji, tym większe prawdopodobieństwo, że firma przetrwa do kolejnego pokolenia. Niestety, wielu przedsiębiorców nadal uważa, że do przeprowadzenia sukcesji wystarczy dobrze sformułowany testament.

Jednak między planowaniem spadkowym a sukcesyjnym jest spora różnica. - Przekazanie dzieciom firmy za życia pozwala uniknąć wielu komplikacji. Sukcesor ma czas przygotować się do objęcia nowego stanowiska, a my na dopilnowanie wszystkich formalności. Przy czym staram się zachęcać klientów, którzy mają większe firmy by zamieniali swoją działalność gospodarczą na spółki prawa handlowego, bo łatwiej przejąć udziały w spółce niż przepisać całą firmę na nowe nazwisko - mówi Norbert Przybysz, specjalista od spraw ubezpieczeń i sukcesji.

Sytuacja komplikuje się, gdy przedsiębiorca umiera nagle. Nawet jeśli pozostawił testament, jest on tylko spisaną wolą do przekazania majątku, ale nie dostarcza gotówki na płynne przejęcie spadku. Co więcej, gdy biznesmen pozostawia po sobie niepełnoletnie dzieci, na rozdysponowanie majątku musi wyrazić zgodę sąd rodzinny.

Żeby nie bolało

- Bardzo często ludzie myślą, że jak spisali testament to zabezpieczyli rodzinę, ale są przypadki, że przy spadku trzeba ponieść dodatkowe koszty. Gdy przedsiębiorca odchodzi nagle, a jego działalność z dnia na dzień zostaje zamknięta, firma musi rozliczyć stany magazynowe, uregulować VAT, opłaty notarialne, spłacić kredyty lub negocjować z bankami. Spadkobiercy, którzy nie mieli możliwości przejęcia firmy za życia rodziców, mogą mieć problem, gdyż w przypadku posiadania kredytów, banki przyjdą do nich z żądaniem niezwłocznej spłaty zobowiązań. Jak ich nie uregulujemy, to bank sprzeda dług firmie windykacyjnej i to już nas będzie „bolało” - przestrzega Norbert Przybysz.

Najprostszym rozwiązaniem, by uniknąć takich sytuacji, jest polisa na życie, którą trzeba traktować jako instrument finansowy na równi z kredytem. Z tą tylko różnicą, że kredyt bierzemy dziś i następnie spłacamy w ratach, a polisę opłacamy przez lata, a pieniądze wrócą do nas, gdy będą najbardziej potrzebne.

Budowanie doświadczenia

W przypadku modelowej sukcesji, gdy odbywa się ona za życia właściciela, a sukcesor ma czas na przygotowanie się do nowej funkcji, dobrze jest rozważyć kilka kwestii. Między innymi to, jaki będzie nasz zakres kierowania firmą po odstąpieniu władzy młodszemu pokoleniu. Wielu osobom po latach pracy ciężko jest tak po prostu zrezygnować z czynnego udziału w życiu firmy, ale skoro już zdecydujemy się przekazać kierownictwo dzieciom, dobrze jest pozwolić im budować swój autorytet, a nie sterować dalej wszystkim za ich plecami.

- Przygotowując dzieci do sukcesji, trzeba też pamiętać o pracownikach spoza rodziny. Problemem nieraz jest akceptacja sukcesora przez tych pracowników. Jeżeli znają kogoś od małego, pamiętają jak pojawiał się w firmie jako kilkulatek, trudno im czasem zacząć myśleć o nim jak o nowym szefie - zwraca uwagę Aleksandra Jasińska-Kloska. - Dlatego w procesie sukcesji dobrze jest zaczynać gdzieś indziej, by nabrać umiejętności i udowodnić, że przejęcie władzy nie jest związane tylko z naszym pochodzeniem.

Taka sytuacja miała miejsce m.in. w „Sklejce-Multi”, jednym z największych zakładów produkujących sklejkę w naszym kraju. Nie jest to wprawdzie firma rodzinna w pełnym tego słowa znaczeniu, ale stanowisko prezesa zarządu i dyrektora handlowego spółki piastują w niej ojciec i syn - Tadeusz i Mariusz Kosień. Zanim jednak młodszy z Kosieni dołączył do zakładu, ukończył aż cztery kierunki studiów podyplomowych i przez 10 lat nabywał umiejętności w innych przedsiębiorstwach.

- Nie chciałem by syn przyszedł do firmy zaraz po studiach, by uniknąć komentarzy, że zatrudniono „synka tatusia”. Już w samej „Sklejce” też przechodził przez kolejne stanowiska nim został w końcu dyrektorem handlowym - tłumaczy Tadeusz Kosień. Jak mu się dziś współpracuje z synem? - Mam do niego zaufanie. Od strony teoretycznej jest bardzo dobrze przygotowany, a w ciągu tych wszystkich lat zdobył też duże doświadczenie praktyczne. Jestem przekonany, że jak odejdę na emeryturę, będzie mógł mnie zastąpić i będę kibicował mu, by dalej zmieniał zakład w dobrym kierunku.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Co dalej z limitami płatności gotówką?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera